Andrzej Coryell: Aforyzmy; AI: Komentarze
Marcin Czerwiński: Polska, czyli nieludzkość. Relacja
Marcin Czerwiński: Moje własne zwielokrotnione postapo. Szkic
Marcin Czerwiński: Wkurw, satyra i nostalgia. Recenzja
Tomasz Droszkowski: O proroku, tramwajach i niemyśleniu. Reportaż
Andrzej Dudek-Dürer: Kilka refleksji o twórczości Teresy Rachwał
Eustathia: Maria Skłodowska-Curie w mowie obronnej (fragmenty), przełożyła Anna Skubik-Sigala
Barbara Jamroziak: Firanki. Reportaż
Michał Kasprzak: Między nadmiarem a brakiem. Patchwork (post)apokaliptyczny
Marzen Lizurej: IG: Matka_queerow
Marzen Lizurej: Się nie spodziewamy
Maciej Milach: Pan Mulp, czyli wrocławska bohema lat 70.
Małgorzata Skałbania: Powrót z siekierą. Reportaż z francuskiego Longwy
Jacek Żebrowski: Starzy i nowi bohaterowie klasy pracującej. Korespondencja z Londynu
Jacek Żebrowski: Organizacja „Nietoperz”. Korespondencja z GB
Jacek Żebrowski: Mixtape. Korespondencja eksperymentalna ze Szkocji
Jacek Żebrowski: Mechaniczna dystopia. Korespondencja z Edynburga



fot. Mariusz Czeżyk

Dariusz Gzyra
O ludziach bez głowy i suce z Lipnicy

Lipnica Mała. Jakieś warsztaty samochodowe, sklepy z mydłem i powidłem, przystanki pekaesu z rozkładem jazdy, który mieści się na małej kartce, jedna główna droga, szkoła, kościół. No i pola dookoła. Kiedy zamkniesz oczy, od razu ich zobaczysz. Młode chłopaki. Śmieją się, klną, śmierdzą alkoholem. Są głupi, znudzeni i źli. Nie jakoś wyjątkowo źli, banalnie źli. Odpowiedni zbieg okoliczności i coś się może stać. Trudno powiedzieć, na ile rzeczywiście są w stanie kontrolować to, co robią. Policjanci zatrzymali ich Opla Vectrę, kiedy zobaczyli, że z tyłu za samochodem na lince ciągnie się zakrwawiona głowa psa. Potem wydarzenia przyspieszyły. Do Lipnicy zaczęły przyjeżdżać telewizje. Zwierzęta na jakiś czas przeskoczyły ze szpalt poświęconych ciekawostkom, pór o mniejszej oglądalności i weekendowych ramówek na medialny front. Ludzie sprawdzali w Google Maps, gdzie właściwie leży ta wieś. W Polsce jest kilkanaście wsi o nazwie Lipnica. Mała jest jedna. Pewien jej mieszkaniec, przepytywany przez panią redaktor z TVN, powiedział chyba więcej, niż chciał: „O czym pani mówi? Tutaj ludzie normalnie wieszają psy. To jeden przypadek na milion, z którego zrobiliście furorę. Komuś nie trzeba psa, to nie płaci za weterynarza. Bierze linkę i idzie z nim do lasu” [1]. To była dwuletnia suczka husky wzięta wcześniej ze schroniska przez jednego z nich. Jak tłumaczyli później w sądzie, chcieli, żeby przebiegła się za samochodem. Przywiązali ją liną holowniczą w taki sposób, że pętla sama zaciskała się na szyi. Była spokojna, kiedy ruszali, żeby przejechać się po wsi [2]. Nikt nie zareagował. W końcu był listopad, może było chłodno i wszyscy siedzieli w domach, a może nikt nie chciał prowokować, żeby nie stało się coś złego? Potem były jeszcze spontaniczne marsze protestacyjne w kilku miastach, petycja żądająca surowej kary podpisana przez 100 tysięcy ludzi, dyskusje o konieczności zaostrzenia prawa i wrzenie internetu.

Reakcję momentami przesycało zło, na które była odpowiedzią. Dużą jej część stanowiła histeria prowadząca do wirtualnego linczu. Zauważyły to na szczęście media, ale stosowny tekst na ten temat opublikowany w jednej z poczytnych gazet [3] nie miał już takiej popularności jak rozsyłane w internecie zdjęcia sprawców znęcania się nad zwierzętami, z podanymi ich niektórymi danymi osobowymi i całym wachlarzem gróźb, spośród których odwet w postaci „zrobienia im tego samego” był łagodnym wyrokiem. W komentarzach można było znaleźć takie pokłady inwencji w zamiarze tortur [4], że przy odrobinie sprytu można by zbić majątek na sprzedaży tego katalogu producentom drugoklasowych filmów twórczo rozwijających pomysły najbardziej zdegenerowanych katów ludobójstwa, jakich widział świat. Głos zabrał również Szymon Hołownia. Wyraził nadzieję, że chłopakami z Lipnicy zajmą się „starsi koledzy spod celi, którzy zafundują im feerię niezapomnianych wrażeń”, a wszystkimi podobnymi zwyrodnialcami ich sąsiedzi, w ramach interwencji – również w „w wersji ekstra”? [5] Tak, aby głupi, znudzeni i źli zostali „przywróceni światu” i mogli stać się „dobrym sąsiadem, mężem, ojcem, kolegą” [6] Czy to nie Gandhi powiedział: „Oko za oko i wszyscy staną się ślepi”? Mniej mnie interesuje, na ile ten program naprawy świata można nazwać chrześcijańskim, ale bardzo jestem zainteresowany znalezieniem lepszego.

Można próbować tłumaczyć, że emocje są zrozumiałe, że dobrze, że jest wentyl bezpieczeństwa w postaci słów. Niech lepiej brzydkie czy wręcz nienawistne uczucia spalą się w procesie wirtualizacji, zamiast podsycać realne czyny. Być może emocje są zrozumiałe, ale na ile rozumieją je ci, którzy ich doświadczają? Czy widzą elementy podobieństwa między własnym pomysłem na ułożenie stosunków z ludźmi, a pomysłami oprawców zwierząt na sposób traktowania swoich ofiar? Ostentacyjne pokazanie palcem, skupienie się na wybranych oprawcach, obwołanie ich takowymi przy użyciu skrajnego języka opisu, wyniesienie ich ponad wzburzony tłum i wobec niego, upublicznienie sądu i nagłośnienie wołania o najwyższy wymiar kary, czemu to ma służyć oprócz rozładowania naturalnych emocji, które rodzą się w reakcji na krzywdę bezbronnych? Być może silne piętnowanie wybranych i najwyższe kwantyfikatory zepsucia, jakimi się ich określa, mają w założeniu zwiększyć kontrast między nimi a sobą samym. Im gorsi degeneraci, tym przez kontrast odleglejsza ma być norma, którą naruszają. Ale czy nie jest tak, że głębia zła degeneracji ma ścisły związek z poziomem zepsucia normy?

To norma jest podstawowym problemem, a kontekst wybranych, okrutnych, niesprawiedliwych, poruszających zdarzeń powinien do tej normy przekierowywać i być pretekstem do jej zmiany. Hołownia, oddajmy mu sprawiedliwość, jest jedną z tych osób publicznych, które bronią zwierząt śmielej, niż podpowiada norma. Pisał, że „wrogiem naszych braci mniejszych […] nie jest wcale kilku psychopatów. Są setki tysięcy normalnych obywateli, którzy tego typu doniesienia mają w nosie” [7]. Dalej, w długim dopełnieniu tego stwierdzenia, wymieniał kolejno rolnicze lobby w Sejmie, obojętny aparat sprawiedliwości, niezainteresowane władze lokalne, myśliwych, niektórych księży, skonfliktowane organizacje prozwierzęce, wreszcie dziennikarzy, którzy tworzą złe wzorce. Mieliśmy w tej litanii znamienny brak precyzji w rozłożeniu akcentów. Normy społecznej stosunku do zwierząt nie tworzą przede wszystkim przedstawiciele władzy lub dominującego związku wyznaniowego, elita katów dzikiego życia, aktywiści organizacji pozarządowych czy nawet dziennikarze. Normę tworzą przede wszystkim tak zwani zwykli obywatele i to nie w aktach niecodziennych zachowań, a za sprawą powszechnych, nierzadko trywialnych wyborów konsumenckich. Takich, które w mediach nie są tematem drastycznych reportaży lub alarmującym elementem serwisów informacyjnych. Przeciwnie, wybory tego rodzaju najczęściej plasują się raczej w publicystyce kulinarnej, wypełniają magazyny modniarskie i świat reklam tysiąca i jeden produktów odzwierzęcych w niezliczonych smakach, formach i funkcjach. Temu trzeba poświęcić najwięcej uwagi i na to reagować. Hołownia pisał, że nie doczekamy lepszego świata, „dopóki każdego przejawu bestialstwa, obojętnie kogo dotyczy, nie będziemy spośród siebie wypalać żywym ogniem. Przez stanowcze zwracanie uwagi i piętnowanie każdego takiego czynu w bliższym czy dalszym sąsiedztwie, przez niedawanie spokoju organom ścigania, przez listy, petycje, apele oraz sąsiedzkie interwencje” [8]. Nie ma możliwości i sensu reagować w ten sposób na zło normy społecznej.

Większość wyroków wydawanych na zwierzęta, najokrutniejszych i najbardziej niesprawiedliwych, jest w dużym stopniu efektem pozornie błahych codziennych wyborów większości w przysłowiowym spożywczym na rogu. Moment sięgnięcia po jakikolwiek produkt odzwierzęcy, zeskanowania jego ceny przy kasie i zapłacenia za niego to przyklaśnięcie wyrokowi na kolejne zwierzęta. Te z nich, które społeczeństwo dla własnej wygody kwalifikuje do grupy przeznaczonych do bezwzględnego wykorzystania. Z więzieniem, torturami, znęcaniem się i nieuchronną śmiercią włącznie. Rutynowo, metodycznie, legalnie, instytucjonalnie, przemysłowo, tradycyjnie, beznamiętnie. Ale przecież winni są oni, nie my, nie ja. Winni są rolnicy, hodowcy, rzeźnicy, a nie ci, na których zamówienie pracują. Winne są krwiożercze korporacje, a nie ważny element ich istnienia, czyli klienci. Winni są prowadzący schroniska-umieralnie, bo przecież nie ci, którzy wspierają pieniędzmi hodowle psów i kotów, dobierając do swoich zachcianek zwierzęta certyfikowane jako przewidywalne, rasowe. I rozmnażane w setkach tysięcy, podczas gdy w tym samym czasie wiele tysięcy nierasowych i tych rasowych, które zawiodły oczekiwania lub się znudziły, umiera skulonych w kącie boksu bez nadziei na jakąkolwiek pomoc. Winni są ci próżni i zamożni, których stać na kupowanie skór martwych norek, ale absolutnie nie ci, którzy noszą kupione na wyprzedaży rękawiczki z cielęcej skóry lub buty ze świńskiej. Bo skóra to co innego niż futro. Bo mięso, niekonieczne w diecie (w tym jak najbardziej głowa, przecież jada się ze smakiem głowiznę, która jest po prostu mózgiem, językiem, oczami i uszami świń, krów lub ich dzieci, cieląt), to co innego niż urwana dla zabawy głowa. Dziesiątki tysięcy odciętych głów niewinnych i zdolnych do odczuwania zwierząt lądowych dziennie i żadnego wyraźnego przeskoku na pierwsze strony gazet.

Parasol ochronny, przywilej imion, biografii, pieszczot, opieki aż do naturalnej śmierci zarezerwowany jest normalnie jedynie dla zwierzęcych wybrańców. I dopóki odpowiedzią na pytanie o problem produkcji smalcu w Polsce będzie przytaczanie i piętnowanie przykładów sporadycznego wytapiania tłuszczu z psów, a nie powszechnego ze świń, to przede wszystkim norma będzie wymagała protestu.

„Rankiem Lipnica Mała zaczyna tętnić życiem – ulice, przystanki pekaesu, szkoły i spożywczaki się zaludniają. Gwar trwa tu zaledwie kilka godzin, po południu wszystkie te miejsca świecą już pustkami i zapada monotonna cisza. Jeszcze wieczorem wieś na chwilę się ożywia – wtedy w stronę kościoła ciągną kobiety. Droga jest nieoświetlona, więc z okna można ich nie zobaczyć, ale wiadomo, którędy idą, bo psy przy kolejnych chałupach szczekają” [9].

Ksiądz na kazaniu upominał, by zwierząt nie dręczyć [10].

Dariusz Gzyra

Pierwowzorem tekstu był felieton, który został opublikowany w 2011 roku w serwisie neurokultura.pl, a następnie wszedł do książki Autora, pt. Dziękuję za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta, która ukazała się w 2018 roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Książka dostępna jest pod adresem: gzyra.net/ksiazka.

Plaża_ciemnia dziękuje Autorowi oraz Wydawcy za możliwość publikacji.

Przypisy:
1. Tutaj ludzie normalnie wieszają psy, 1.06.2011, www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/tutaj-ludzie-normalnie-wieszaja-psy,173052.html [dostęp: 9.05.2018].
2. Brutalne zabójstwo psa Husky: 10 miesięcy bezwzględnego więzienia dla sprawców, 17.01.2011, www.newsweek.pl/polska/brutalne-zabojstwo-psa-husky–10-miesiecy-bezwzglednego-wiezienia-dla-sprawcow,70579,1,1.html [dostęp: 9.05.2018].
3. K. Oprzędek, Fejs bestii, 13.02.2011, http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,9086026,Fejs_bestii.html [dostęp: 9.05.2018].
4. Tamże. Artykuł zawiera próbkę tych wypowiedzi.
5. S. Hołownia, O psie bez głowy i ludziach z Lipnicy, www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Spoleczenstwo/542445,O-psie-bez-glowy-i-ludziach–z-lipnicy.html [dostęp: 15.06.2011].
6. Tamże.
7. Tamże.
8. Tamże.
9. K. Oprzędek, dz. cyt.
10. Tutaj ludzie normalnie wieszają psy, dz. cyt.