Sok pomarańczowy

Jak na zwykle ponurą Północ Szkoci wyjątkowo nie stworzyli ponurej sceny muzycznej. Nie ma tu ani nakręconego wkurwem i speedem crust punka (północna i środkowa Anglia), ani marudzącego wygazowanym piwem post-punka (Manchester), ani bad-tripów industrialu (Leeds, Sheffield, Hull), ani ironicznego black metalu (Norwegia), ani pomylonego avant-folku (Finlandia). Kiedy pytałem kilku osób o zespoły kojarzące się ze Szkocją, padały przede wszystkim takie nazwy jak Mogwai, Jesus & Mary Chain, The Exploited, Primal Scream, Franz Ferdinand czy nazwisko rodowitej edynburżanki, Shirley Manson z Garbage. Natomiast nikt z moich polskich znajomych nie znał kapeli, którą jednym tchem wymienia się w UK jako czołową szkocką legendę – Orange Juice. To właśnie im złożył hołd Simon Reynolds w oryginalnym tytule książki: Rip it Up and Start Again: Postpunk 1978-1984. Polski tytuł Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978-1984 w dosłownym tłumaczeniu gubi znaczenie oryginału:

„Byłoby przesadą stwierdzenie, że Orange Juice samodzielnie wynaleźli coś, co stało się znane jako muzyka indie, ale nie będzie to dalekie od prawdy: przez dziesięciolecia termin ten był praktycznie definiowany przez wpływ brzmienia ich gitar, ich wyzywająco antyrockowej i nie-macho postawy, a nawet fryzur! Frontman Edwyn Collins często przyznawał, że jest przerażony tym, co nieumyślnie zrodzili. Tak samo zakochani w disco i soulu, jak i w Velvet Underground, Orange Juice byli bogatsi brzmieniowo, mądrzejsi i bardziej odważni niż którykolwiek z ich naśladowców” – pisał o zespole Alexis Petridis w „The Guardian”. Istniejący w latach 1979-1984 zespół przygotował grunt dla takich gitarowych gwiazd lat 80., jak np. The Smiths czy New Order.

Emergency Destruction System

Gdyby przechwycić słowa nowojorskiego poety i założyciela czasopisma „Fuck You: A Magazine of the Arts” Eda Sandersa o latach 60., można śmiało powiedzieć, że lata 20. tego wieku to będzie ostra jazda, skoro zaczynają się tak, jak się zaczynają. Myślę o tym, spacerując po wciąż opustoszałym śródmieściu stolicy Szkocji, która zapewne jeszcze w tym, zaczynającym się właśnie dziesięcioleciu będzie prawdziwą stolicą niezależnego państwa szkockiego.

.

Tymczasem mieszkam daleko od centrum, na styku Muirhouse i West Pilton, najgorszej obecnie, obok Niddrie i Craigmillar, dzielnicy Edynburga, po tym jak sąsiednie, znane z powieści i filmu „Trainspotting” portowe Leith zgentryfikowali agenci nieruchomości i zasiedlili hipsterzy. Moja okolica to obszary największej deprywacji i wysokiej przestępczości, a narkotyki, kradzieże i młodociane gangi sprawiają, że okolice te mają, jak na to drogie miasto, wyjątkowo tani wynajem. Ulice i podwórka toną we wszelkiego rodzaju śmieciach, od zepsutego pożywienia po meble i spalone samochody. Wiele mieszkań lub całych kompleksów bloków jest opuszczonych, przez wybite szyby w domach wyje wiejący od Morza Północnego przeszywający morski wiatr, opuszczone są rolety większości sklepów i usług, ulice są puste; od czasu do czasu po asfalcie przetoczy się poruszona podmuchem puszka po cydrze albo zaskrzypią blaszane drzwi jakiegoś pustostanu; wieczorem przemykają cicho jedynie lisy, a w dzień skrzeczą nad głowami żarłoczne mewy, które atakują kontenery ze śmieciami, rozwlekając czarne plastikowe worki po całej okolicy.

Zarośnięte krzakami i zachwaszczone podwórka, rozwalające się chodniki wysmarowane psimi odchodami na każdym kroku, dziurawe i połatane przypadkowo asfaltem nierówne uliczki, sypiące się tynki, kraty w oknach na parterach budynków; jedyną oznaką ludzkiej obecności jest złowrogo unoszący się nad domami obrzydliwy smród skunka; acha, jest jeszcze szkoła podstawowa obok mnie, przez kilka godzin rano pełna wiecznie wydzierających się bachorów – to najgorsza szkoła nie tylko w Edynburgu, ale i jedna z najgorszych w całej Szkocji. Zapewne dla brytyjskiego mieszczucha byłoby to piekło, ale jeśli to prawda, to piekło nie przypomina wesołego, psychedelicznego chemsex party z obrazów pewnego Jheronimusa van Aken zwanego popularnie Boschem. Piekło jest puste i zimne: słychać jedynie gwizd wiatru przez wybite szyby mieszkań, w których meliny (tzw. shooting galleries, czyli „strzałownie”) urządza sobie lokalna ćpuńska młodzież, waląca crack, opioidy i speed. Dane o użyciu dragów za 2018 rok doprowadziły do tego, że to co wcześniej nazywano eufemistycznie „kryzysem narkotykowym”, nazwano obecnie stanem zagrożenia zdrowia publicznego. Współczynnik zgonów związanych z narkotykami w Szkocji pozostaje wyższy niż we wszystkich innych krajach Europy, ale należy dodać, że w niektórych krajach istnieją rozpoznane problemy z zaniżaniem danych. Chociaż wydaje się prawdopodobne, że problem w wielu krajach jest gorszy niż sugerują oficjalne dane, śmiertelność związana z narkotykami w Szkocji jest zdecydowanie najwyższa w UK i Europie: ponad trzy i pół razy większa niż w Anglii i Walii. Zacięte bitwy pomiędzy edynburskimi młodocianymi gangami wprowadziły terror w głównych miejscach turystycznych, a stolica Szkocji od dziesięcioleci ma swoją własną tradycję brutalnych gangów ulicznych, z pokolenia na pokolenie. Mechaniczna pomarańcza Stanleya Kubricka była w latach 70. wycofana z kin po pierwszych premierach w szkockich kinach. Władze bały się fascynacji młodzieży tym wspaniałym dziełem filmowym. Kiedy ostatnio dochodziło do ataków gangów na autobusy, w które rzucano cegłówkami, cała okolica Muirhouse stała się ponownie „no-go zone”. Komunikacja miejska została na tydzień zawieszona w całej dzielnicy. A jeszcze kilka lat temu autobusy i taksówki dojeżdżały tylko w okolice rejonowej komendy policji przy wjeździe na osiedle: dalej pasażer już zapuszczał się między bloki na własne ryzyko.

.

Kiedy znikają maski uprzejmości, kontury Nowego Porządku Świata stają się wyraźnie widoczne

To, że karaluchy rozwijają odporność na wiele klas insektycydów jednocześnie, sprawia, że zwalczanie tych szkodników za pomocą samych środków chemicznych staje się prawie niemożliwe. Te, które przeżyły zatrucie środkami owadobójczymi, przekazują odporność swojemu potomstwu. W ciągu jednego pokolenia karaluchów ich populacja wzrasta cztero- lub sześciokrotnie. A życie jednego karaczana prusaka (Blattella germanica) to średnio 200 dni. Stan „zakaraluszenia” budynków w całym mieście jest alarmujący, co dopiero w miejskich gettach. Jeszcze gorszy problem ma Edynburg z pluskwami i szczurami. Już w 2011 roku mieszkania były tak zapluskowione, że Królewski Instytut Zdrowia Środowiskowego Szkocji (REHIS) określił to jako „pandemię”. Jak pisał jakiś czas temu „The Independent”: „Doświadczenia ludzi z Govanhill, miejscowości położonej na południe od centrum miasta, pokazują, że kiedy owady te stają się endemiczne, ich usunięcie jest praktycznie niemożliwe”. Z kolei w październiku 2020 Edynburg został uznany za najbardziej zaszczurzone miasto w Szkocji po tym, jak jedna z firm zajmujących się zwalczaniem szkodników odnotowała w jednym miesiącu ponad 120 wezwań do ich wytępienia. „Edinburgh News” alarmowało i ostrzegało przed inwazją szczurów: „Właściciele domów w mieście muszą być przygotowani na najgorszy scenariusz: mroźna zima, puste nieruchomości komercyjne zamknięte z powodu lockdownu i szczury szukające ciepłego miejsca na przezimowanie”. Na cichych i pustych ulicach Edynburga szczury rozmnażają się jak szalone i wchodzą do pobliskich domów w poszukiwaniu pożywienia, nie tylko gdy uderza zimno, ale przez brak pożywienia i zamknięte przez lockdown sklepy. Puste budynki komercyjne z kurczącymi się źródłami pożywienia są „obwiniane” za pojawienie się olbrzymiej plagi szkodników, od kilku miesięcy walczących o pożywienie. Szacuje się, że ich populacja wzrosła o 140% w porównaniu z poprzednimi latami. Obecne źródła żywności wysychają, ponieważ niektóre sklepy i firmy są zmuszone do zamknięcia się z powodu postępujących bankructw.

Według oficjalnych danych liczba samobójstw w Szkocji wzrosła w 2019 roku o 15%. Wydział Usług Informacyjnych Narodowej Służby Zdrowia (ISD) podał, że w 2018 roku w Szkocji doszło do 784 prawdopodobnych samobójstw – w porównaniu z 680 w 2017 roku. Krajowa organizacja charytatywna SAMH zajmująca się zdrowiem psychicznym określiła te liczby jako „druzgocące”. Nowe dane ISD podkreślają, że wskaźnik samobójstw jest trzykrotnie wyższy w najbardziej zniszczonych i biednych obszarach. Szkocja odnotowała wyższy wskaźnik samobójstw niż Wielka Brytania jako całość.

.

Przez covid i lockdown nie miałem okazji poznać ludzi ani tego, w jaki sposób tworzą swoje miasto. Mało światła słonecznego, długie zimowe noce, ponure szare niebo, dotknięte ubóstwem i chylące się ku ruinie obskurne blokowiska, alkoholizm, narkotyki i deprawacja, bliskość do estuarium Firth of Forth i Morza Północnego, a także dzielnicy portowej (mam jakąś słabość do dzielnic i miast portowych).

I zapach, ten charakterystyczny zapach Edynburga w powietrzu to gorzała: rodzaj słodu jęczmiennego z miejskich browarów – palony słód z North British Grain Distillery, ostatniej z wielkich gorzelni w mieście.

Dusze Północy

Z Muirhouse pochodziła czarnoskóra tancerka Fran Franklin, która rządziła edynburskimi parkietami robotniczych klubów w latach 70., kiedy miastem, całą wschodnią Szkocją oraz północną i środkową Anglią zawładnął Northern Soul. Kiedy myślimy o soul i R&B, zazwyczaj umiejscawiamy ten gatunek w USA, ale również robotnicza młodzież Wielkiej Brytanii bawiła się przy czarnych gatunkach muzyki, poza rytmami przywiezionymi przez przybyszy z Karaibów. Northern Soul jednak to już zupełnie inna historia warta oddzielnego wspomnienia:

Tekst i fotografie: Jacek Żebrowski

Poprzednie części nomadycznej serii „Z archiwów” dostępne są na stronach internetowych magazynów „Inter-”, „PROwincja” i „Plaża/Ciemnia”.

.
.

Jacek Żebrowski
ur. 1979; autor esejów popularnoliterackich i hybrydalnych form prozatorskich; montażysta paneli fotowoltaicznych i renegat fal dźwiękowych (digital raubritter). Współredaktor art-zina „Papier w dole” i fluktuującego kolektywu wydawnictwa papierwdole/Katalog Press. Mieszka w Edynburgu.