Bagietki |

Mój były miał obsesję odmrażania. Posiadał nawet specjalny nóż do krojenia takiego jedzenia. Za każdym razem, gdy to robił – a były to głównie bagietki – mówił: Zuza, patrz, ten nóż kroi świetnie nawet mrożone jedzenie. Genialny jest.

Mówił to wszystko nie tyle do mnie ile do tego noża, bagietki. Do siebie.

Kupował zwykle po dwie, trzy na raz – bo promocja. Zjadał od razu pół lub trzy czwarte a resztę wkładał do zamrażalnika.

Mieszkaliśmy ze sobą już kilka miesięcy. On rzadko bywał w domu. Gotowałam więc, brudziłam i sprzątałam tylko dla siebie. Trochę za niego. Przez niego, dla niego, bez. Nie. Bo przecież jego nie było.

Po pewnym czasie w zamrażarce brakło miejsca, by móc jeszcze do niej cokolwiek włożyć. Lodówka miała stare uszczelki. Jej ujścia zapełniały się więc często szczelnie szronem. Gdy mój były do nas – do siebie – wpadał, odmrażał lodówkę w całości. I znów było trochę miejsca.

Rozgrzewał w kuchni mrożonki, bagietki i mnie a następnie je jadł. Potem znowu znikał.

Bujaliśmy się ze sobą tak jeszcze kilka miesięcy. Pewnego dnia, po zbyt dużej ilości lodu oraz pustki, poszliśmy późnym wieczorem na smutny spacer po terenach niezabudowanych, w pobliżu bloku.
Zaczęła się wiosna, lecz nasza miłość zdążyła już uschnąć. Nie miała czym się karmić. Mogliśmy tylko spijać z siebie swoje słone łzy. Płynęły i płynęły. Wyjechałam.

Mrożonki, wspomnienia. Odmrażam je godzinami. Płynie krew, przestroga.

.

.

.

.

Szczury |

Dam ci jedną radę. Jak wrócisz do siebie, wyrzuć wszystkie książki, pamiątki, zdjęcia. Nie patrz na nie, nie mów – o, kiedyś byłam taka, a kiedyś taka. Po co ci to.

To śmieci. Wyrzuć je.

Ja tak zrobiłam. I wiesz co? Jestem teraz taka wolna, siostro!

Nie mam nic – własnego mieszkania, samochodu, pokoju. Wzięłabym cię do siebie, ale gdzie? Mam łóżko – też nie moje. W dzień cały czas praca.

Czasami myślę, że nie dam rady. Ani chwili dla siebie. Tylko pretensje i narzekania staruszki. Bywa ciężko… Ale niech jej tam Bóg błogosławi.

Dlatego tak bardzo się cieszę, jak mogę sobie pójść do kościoła, choć na chwilę.

W tygodniu tylko jeden dzień wolny. Tylko jeden, siostro. Takie życie. Poniedziałek. Chyba pójdę na plażę. Będzie wspaniale.

Jeśli bardzo chcesz. Ale tylko na godzinę. W pół do jedenastej. Na skrzyżowaniu, będzie nam obu po drodze.

Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że mieszkałam kiedyś na wzgórzu. Trzeba było się na nie ostro wspinać. Sama. W chatce, pięć lat. Niesamowite doświadczenie, siostro.

Przychodziło do mnie dużo zwierząt – pszczoły, osy, mrówki, zające. Łanie. Jak mogłam, karmiłam je. Najwięcej jednak było szczurów. Niesamowicie inteligentne zwierzęta. Też je karmiłam.

Niektórzy twierdzą, że niebo jest pełne zwierząt. Że spotkamy je tam – szczególnie te, którym wyświadczyliśmy jakieś dobro.

Na mnie będą czekały szczury.
Setki, tysiące.

.

.

.

.

Zuzanna Gawron
tłumaczka ustna i pisemna języka hiszpańskiego i angielskiego, po wieloletnich pobytach na Półwyspie Iberyjskim. Autorka przekładów literackich. Publikuje rzadko, zazwyczaj krótkie eseje w języku hiszpańskim i reportaże – po polsku. Niepoprawna kociara.