53 trupy i kobiece soki |

Pierwszy raz zabiłem, bo jakiś skurwiel zajął moje miejsce do parkowania. Drugą osobę zabiłem, bo obrażała moje poczucie estetyki. Trzeci raz to było przez przypadek. Bieżąca liczba moich ofiar wynosi 53, i choć daleko mi do takiego Louisa Garavito (138 potwierdzonych ofiar), jestem w ścisłej czołówce. W tej właśnie chwili kręcą o mnie film pełnometrażowy z Jaredem Leto, 2 dokumenty i serial dla Netflixa. Publika mnie uwielbia, wciąż zwodzę policję i nawet w więzieniu nie mogę opędzić się od cipek. Brukowce powinny płacić mi tantiemy. Jestem najpopularniejszym przestępcą w mediach społecznościowych. 

Jestem najpopularniejszym przestępcą w mediach społecznościowych, a nigdy nie byłem przystojny jak Bundy ani skrupulatny jak Zodiak. Ani ekscentryczny jak Dahmer, ani szalony jak Manson, który nie pobrudził sobie rąk. Ani impulsywny jak O.J., który jest niewinny. Wymieniłem trzy morderstwa. Po trzecim się rozmiłowałem. Nie miałem toksycznej relacji z matką. Nie byłem nieśmiały wobec kobiet. Ojciec nigdy nie położył na mnie ręki. Chciałbym uraczyć was jakimś frazesem, ale z klasycznym profilem seryjnego mordercy dzielę jedynie niepokój i napięcie. Oglądaliście Angst? Albo chociaż American Psycho? Obejrzyjcie sobie wywiady z mordercami na Youtubie. Napięcie, o którym mowa, to jakby rwąca podskórna rzeka w twoich pierdolonych żyłach i tętnicach. To jakbyś miał w żołądku ognisko, które wymknęło się spod kontroli. Jakby uwierały cię zęby, jakby zaraz miało ci rozsadzić szczękę. Wcześnie zdałem sobie sprawę, że odbieram rzeczywistość w odmienny sposób niż otaczający mnie ludzie. Mogłem być artystą. Poetą. Pisarzem. Chodziłem po tym świecie pokaleczony. A z pokaleczonymi ludźmi bywa dwojako. Jedni od tego pięknieją, stają się wrażliwsi, szlachetni, bo dochodzą do wniosku, że wystarczy zła na świecie. Drudzy, poddając się resentymentom zachodzą w bardzo ciemne miejsca. Wyrządzanie zła innym czynią swoją życiową misją. Wcześnie wiedziałem, który kierunek obierze moja dusza. Po 3. razie się rozmiłowałem. Postanowiłem zostać rzemieślnikiem, osiągnąć mistrzostwo. Widzieliście zdjęcia moich ofiar? Sądzę, że mówią same za siebie. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze inny aspekt morderstwa. Akt morderstwa to akt łaski. Gdybyście tylko mogli zobaczyć spokój w ich zamglonych oczach, poczuć miękkość ich ciał, gdy wreszcie odpuszczają pogodzeni ze swoim losem. I jest jeszcze ta intymność nie do opisania. Francuzi nazywają orgazm małą śmiercią. Właśnie, małą. Ja chciałem dużo. Chciałem wszystko. I chciałem od dziecka. Od dziecka dużo czytałem. Szczególną radość sprawiały mi biografie Batory, Vlada Tepesa, Czyngis Khana. Czytałem o Kubie Rozpruwaczu, o Kuklińskim. Próbowałem nawet paru płatnych zleceń. Ale to nie moja działka. Nie ten sam koktajl. Nie ta sama satysfakcja. Wreszcie uwierzyłem w swoje powołanie, a napięcie i niepokój przerodziły się w fantastyczną pasję, w niepojęte egzaltacje. Nie znajdziecie tu klasycznego motywu. 

Jak widzicie, jestem wrażliwą osobą. Nie jestem przystojny jak Bundy. Jestem osobą, którą mijasz na ulicy. Twoim sąsiadem, któremu machasz ręką kosząc trawnik. Jestem facetem za ladą w monopolowym. Jedynie pustka za moimi oczami opowiada moją historię. W tej właśnie chwili Netflix kręci o mnie serial. Jared Leto odwiedza mnie w więzieniu. Publiczność mnie uwielbia. Gdy siedzę tu przed wami, ocieram brodę z kobiecych soków.

.

.

.

Kitchen tv |

W 10. edycji KITCHEN TV mamy dla was szereg tanich sensacji. Na początek wycyzelowana prezenterka mieszanej rasy o ciężkiej do ustalenia proweniencji. Z błyszczącą, niemal prześwitującą skórą, z niemal nieludzkim, zdrowym ciałem. Widzicie jej smukłe nogi? Jej nogi zdają się ciągnąć w nieskończoność i obiecują obietnice niemożliwe do pokrycia. Nazywa się Abhnivesha i podejrzewamy, że po każdej degustacji wkłada sobie dwa palce w gardło. Nasi jurorzy to też sama śmietanka. Pierwszy to specjalista od kuchni Tex-Mex w nieco bardziej dystyngowanej odmianie. Drugi to właściciel kilku restauracji łączących fine dining z kuchnią molekularną. Trzeci juror to tania imitacja Bourdaina. Nasi uczestnicy, a jest ich 10, jak na 10. edycję programu przystało, zostali starannie przeszkoleni i wyselekcjonowani zgodnie z obowiązującymi standardami różnorodności. Mamy Ricka wywodzącego się z długiej linii białych śmieci w stanie Wyoming, gdzie mieszka w przyczepie i gotuje dla całego pola kempingowego. Jamie hoduje aligatory na Florydzie. Bruce to pedał. Tyson – Azjata. Ben jest mulatem z Londynu w czarnych glanach i skarpetkach z logo Black Lives Matter. Dalej czarnoskóra Lucy, Tammy z Bostonu, Jennifer z NY, Khalyla z Filipin oraz Bella, należąca do drugiego pokolenia imigrantów z Włoch. Więcej już za chwilę, już za moment, gdy powrócimy po przerwie na reklamy. 

Po reklamach przychodzi czas na pierwsze zadanie. Będzie ono wymagało od naszych uczestników kreatywności i gotowości do łamania zasad. Dobrani w pary będą musieli z resztek wczorajszego obiadu skomponować posiłek godny fine dining. Zwycięska para otrzyma immunitet w wyzwaniu eliminacyjnym. Zwyciężają Jamie i Rick, którzy zamieniają resztki zimnego burrito w słodko-kwaśne dumplingi z sałatką z buraka na boku. Najsłabiej wypadają Lucy i Tammy, które 30-minutowy limit czasu spędziły kłócąc się o rasowe przywileje. Abhnivesha od samego początku spoglądała na tę dwójkę z pogardą. Tex-Mex milczał. Imitacja Bourdaina pluła w talerz. Wracamy już za chwilę, po drugim bloku reklamowym.

Drugie zadanie to wyzwanie eliminacyjne i wymagać będzie bardzo precyzyjnej umiejętności posługiwania się nożem i niezwykle wyostrzonej palety. Uczestnicy z zasłoniętymi oczami i zdani jedynie na smak, będą musieli wybrać 5 składników i z nich skomponować swoje rozpoznawcze danie. Mówimy o precyzji, gdyż plating, obok struktury i połączenia smaków, będzie kluczowym elementem w ostatecznej ocenie. Chwilę później zegar startuje i zaczyna się nerwowa krzątanina. Wszyscy latają po kuchni jak szaleni. Ej, kto wyrzucił wszystkie pomidory, krzyczy Rick. Ktoś tu wyraźnie dokonuje sabotażu. Ktoś zużył cały majonez, ale nie szkodzi, bo Ben już kręci nowy. Potem zaczyna brakować garnków. Patelni. Ktoś wylał wino na posadzkę i rozgotował krewetki. Komuś eksplodowały kalmary. Pozostaje 15 minut. Potem wszystko trafia szlag. Kto jest odpowiedzialny za te grzyby – krzyczy imitacja Bourdaina. Który skurwysyn użył bułki tartej, krzyczy facet od kuchni molekularnej. Nic mnie nie powstrzyma, krzyczy Ben, próbując stworzyć jakiś soundbit. Wszyscy jesteśmy tu z tego samego powodu, krzyczy Khalyla, wymachując trzepaczką do jajek. Potem Rick wymierza liść Jamiemu. Tammy i Lucy ciągną się za włosy. Rozpada się dekoracja. Coś spada z sufitu i kogoś przygniata.

Abhnivesha chowa się za dyktą z logo programu.

Potem zdejmuje mikrofon i w swoich wysokich, czarnych szpilkach za kilkaset dolarów kuśtyka na zaplecze. Prawdopodobnie zbiera się jej na wymioty. Imitacja Bourdaina chowa głowę w dłoniach. Potem puszczamy kilka reklam, ManMower i YourUndiues, i ekran wygasa.

.

.

.

Victor Ficnerski
ur. 1990. Publikował m.in. w „Wyspie”, „Fabulariach”, „EleWatorze”, „Afroncie”, „Arteriach”, „Cegle”, „Czasie Literatury”, „Ricie Baum”. Fragmenty jego mikropowieści zawarte zostały w książkach Dzieci wolności. Antologia przełomu i Przewodnik po zaminowanym terenie 2. Debiutuje tomikiem W tym mieście (wydawnictwo papierwdole, 2022).