Rozmowa z Romanem Bromboszczem – performerem, poetą cybernetycznym, teoretykiem kultury

///// Marcin Czerwiński: Podczas Nocy performerów pokazałeś swój ostatni performans, w którym połączyłeś pradawne techniki Wschodu z nowymi mediami. Skąd to połączenie?

Roman Bromboszcz: Zależało mi na połączeniu tego, co archaiczne, z tym co współczesne. W ramach teorii, jaką rozwijam, mówię o sporze trzech tendencji w kulturze współczesnej. Chodzi o trzy różne postawy i aksjologie: ultramodernizm, postmodernizm i retrybalizacja. W moim performance chciałem pokazać coś w rodzaju ewolucji od dzikości, nieuporządkowania poprzez dyscyplinę, aż po sublimację. Obok jogi i asan chciałem również zbudować pomost z szamanizmem i archaicznymi technikami ekstazy. Było to inspirowane Eliadem, który te techniki badał, ale także Crowleyem, który nazwał jogę magią Wschodu. To był dla mnie sprawdzian sprawności fizycznej, brzmień muzycznych i generowanych syntetycznych rytmów, a dla publiczności miał to być rytuał odpędzania złego nastroju, złych intencji.

Powiedz zatem, w jaki sposób fizycznemu ruchowi i figurom ciała odpowiadała przestrzeń cybernetyczna, wirtualna?

W ubiorze, który zaprojektowałem, przewidziałem kieszeń na i-pada. W nim uruchomione było oprogramowanie, które pomagało w transmitowaniu wiadomości. Chodzi o mierzenie położenia względem trzech osi, a także o mierzenie przyspieszenia. Gdy turlałem się i pochylałem, było to słychać bardzo wyraźnie. Ponadto z komputera uruchamiałem brzmienia i rytm. W jednej z części generowałem dźwięki ze sterownika dmuchanego, w innej wydobywałem je z touchpada wraz z algorytmami sprzężonymi z komunikatami OSC. Stąd można powiedzieć, że wymiana informacji po części przebiegała w powietrzu. Użyłem połączenia internetowego, by skomunikować ze sobą komputer i i-pada. Ale w sumie pracowały dwa komputery, a jeden z nich generował obraz wideo. Wideo pokazywało przekształcane ujęcie z kamerki internetowej rzutowane na bryły geometryczne.

Skomplikowane to wszystko… Czułeś się zespolony z całą tą elektroniką, aplikacjami? Czy te komputerowe sygnały, które produkowało twoje ciało, zwiększały jego moc, rangę?

Czułem, że jestem wewnątrz elektronicznego środowiska, a jego elementy są częściami mojego ciała i umysłu. Dokonała się fuzja trzech substancji – materia, umysł i informacja grały razem w multimedialnym spektaklu. To zespolenie pozwoliło osiągnąć coś, co nie było po prostu sumą poszczególnych składników.

Inspirowałeś się w tym body artem Stelarca?

Stelarc jest dla mnie ważną postacią, ze względu na swoje projekty artystyczne i poglądy. Począwszy od jego „Podwieszeń”, poprzez projekt „Trzeciej ręki” i „Dodatkowe ucho”, aż po eksperymenty z awatarami, takie jak „Protetyczna głowa”. Odpowiadają mi jego poglądy mówiące o przyszłej ewolucji ludzkiego ciała wynikającej z konwergencji z technologiami.

Z drugiej strony joga, szamanizm, asany… Nie bałeś się posądzenia o synkretyzm w stylu new age’u?

Na początku lat 90. w polskiej telewizji emitowany był program dotyczący ery Wodnika, występował w nim między innymi Jerzy Prokopiuk. Oglądałem ten program z dużą ciekawością; myślę, że zarzut o synkretyzm może być postawiony ze stanowiska konserwatywnego lub fundamentalistycznego. Uważam, że synkretyzm jest koniecznością dla człowieka poszukującego pewnych rozwiązań na drodze duchowości czy przebóstwienia.

Wróćmy do twojej koncepcji mówiącej o trzech tendencjach w kulturze: ultramodernizmu, postmodernizmu i retrybalizacji. Czym jest dla ciebie ultramodernizm?

Mówiąc o ultramodernizmie mam na myśli te podmioty, które bronią wartości takich jak naród, państwo, rodzina i postęp, przy użyciu do tego celu zaawansowanych środków technicznych. W ultramodernizmie chodzi o podtrzymanie dominacji białego człowieka, w domyśle mężczyzny z klasy średniej.

A zatem konserwatyzm wspomagany nowymi technologiami. Jeśli dobrze myślę, postmodernizmem nazywałbyś neoliberalizm i nowe technologie. Czy nie jest to zatem tylko podmiana etykiet?

Myślę, że nie. Postmodernizm ma silny wymiar krytyczny i proponuje rewizję wielu zakorzenionych przeświadczeń. Weźmy na warsztat dekonstrukcję. Mamy tam poważne argumenty przemawiające za tym, że metafizyka Zachodu to nic innego jak utrwalanie poglądu o dominacji pewnych stylów myślenia. To właśnie w postmodernizmie, w tym nomadyzmie i neopragmatyzmie widziałbym szanse na rewizję i budowę czegoś, co można nazwać zrównoważonym przebywaniem na Ziemi. O ile ultramodernizm będzie przekonywał do naczelnej roli nauki i technik takich jak sondaż, sprawdzian ilościowy, o tyle postmodernizm będzie porównywał naukę do magii albo równouprawnionej opowieści przypominającej literaturę piękną. Nie wymieniamy tu etykiet, tylko systemy wartości, aksjologie. Rizomatyka, nomadologia, dekonstrukcja i neopragmatyzm mogą być sprzymierzeńcami anarchizmu, libertarianizmu i ekologii, ale nie sądzę, żeby były przyjaciółmi neoliberalizmu, o którym trafnie pisze Naomi Klein, zarzucając mu, że tworzy sytuacje kryzysowe w imię zysku i umacniania władzy.

I wreszcie trzeci nurt, na który wskazujesz: retrybalizacja. Czy oznacza ona powrót nacjonalizmu (czy to nacjonalizm w nowej formule)?

To raczej powtórzenie częściowe i z różnicami tego, co znamy z archaiczności i kultur tradycyjnych. Ono nie dokonuje się całościowo, jest – jak podkreślam – konfrontowane biegunowo z dwoma innymi aksjologiami, kierunkami rozwojowymi. Weźmy przykładowo pozycję autora, który w cyberkulturze jest rozmyty, rozczłonkowany, kwestionuje się prawo autorskie, które zrodziło się w nowożytności. Jak podaje Jacques Attali, pierwsze związki autorów bronią swoich praw od momentu, gdy rodzą się sale koncertowe, w XVIII wieku. W takim ujęciu nowoczesność pojawia się wraz z Oświeceniem. Ale ramy czasowe można przesuwać w zależności od kontekstu. Społeczności oralne, funkcjonujące w plemionach, podobnie jak społeczności zelektryfikowane doświadczają równoczesności przyczyny i skutku. Poza tym w XX wieku po okresie walki i represjonowania mamy do czynienia z odrodzeniem magii. Świetnym przykładem retrybalizacji są hipisi, którzy dążyli do życia we wspólnotach i przekonywali do bliskości z przyrodą. Innym zupełnie odniesieniem ukazującym przejawianie się retrybalizacji jest hipoteza Gai, mówiąca o tym, ze Ziemia jest homeostatyczna. Retrybalizacja powołuje do życia sojusze, wspólne odczuwanie, silne więzi empatyczne, ale raczej wewnątrz państw lub w poprzek ich. Nie ma tu mowy o narodzie, który jest obiektem abstrakcyjnym, zawsze łączącym różne większości i mniejszości etniczne. Można rozważać, jak tworzymy wspólnotę globalną, transnarodową i wieloetniczną, światową lub jakich dokonujemy przymierzy wewnątrz konkretnych krajów, miast, wsi. W muzyce world music i neofolk, w sztukach wizualnych aktualnie sztuka mówiąca o antropocenie, w architekturze dynamiczne, autonomiczne budowle z bateriami słonecznymi i ogrodami na dachach. Przykładów jest wiele i są one rozproszone. Neopogaństwo, piercing i skaryfikacja. Kibice drużyn sportowych. Festiwale opowiadaczy. Funkcjonowanie muzykanctwa. Wielowymiarowy bricolaż. Myślę, że ruchy nacjonalistyczne tworzą plemiona, ale nie są to jedyne plemiona, jakie można wskazać. Obok nich istnieją inne , także tymczasowe sojusze, no i przede wszystkim wspólnoty wirtualne.

Czyli potwierdzasz właściwie diagnozę płynnej nowoczesności?

Z poglądami Zygmunta Baumanna raczej się zgadzam, ale czy je potwierdzam, trudno powiedzieć, w sumie chyba nie. Na marginesie warto sformułować taką myśl, że płynność może być źródłem radości, a nie tylko cierpień. Chodzi na przykład o kształtowanie tożsamości czy o tak zwaną śmierć Boga. Trudno jest cieszyć się z płynności w odniesieniu do zatrudnienia.

Jak się wśród tych wektorów sytuuje się współczesna poezja? Jak widzisz jej funkcję w aktualnej rzeczywistości?

Myślę, że poezja ma trzy możliwości. Może stać się ornamentem, czymś, co na zasadzie podobnej do muzyki ambient wtapia się w kontekst. Tutaj granicznym momentem jest znikanie jako radykalny gest anarchistyczny opisywany przez Hakim Beya. Druga opcja to budowa światów alternatywnych, światów możliwych, takich mniej więcej, o jakich pisali Kripke, Lewis i Putnam. Tutaj graniczną sytuacją jest solipsyzm, świat jednoosobowy. W końcu opis i proklamowanie poglądów społecznych i politycznych, coś w rodzaju polityki poza polityką w analogii do estetyki poza estetyką, o której pisał Welsch. Graniczną sytuacją jest tutaj aktywizm i agitacja zamiast metafor. Z pewnością te porządki da się łączyć, ale w stanie czystym powinny lepiej zwracać na siebie uwagę.

A poezja cybernetyczna?

Poezja cybernetyczna pojawia się tam, gdzie w grę wchodzi technika, maszyny, komputery. W jej orbicie pojawia się eksperyment literacki, działania na obiekcie, muzyka elektroniczna. Poezja cybernetyczna jest mediatorem między sztuką, technologiami i nauką. Wykorzystuje różne awangardowe praktyki tworzenia. Ważnym wątkiem jest obecność tematyki science-fiction, trans- i posthumanistycznej.

Ale czy według ciebie bywa bardziej ornamentalna, bardziej konstruuje światy możliwe czy jest bardziej (h)aktywistyczna?

Myślę, że z różnym nasileniem poezja cybernetyczna porusza się pomiędzy tymi trzema rejestrami. Michał Brzeziński tworzy haktywistycznie, ostatnio także Leszek Onak ze swoimi surrealistycznymi obiektami, podobnie Karol Firmanty. Miron Tee świetnie wpisuje się w poetykę ornamentalną wraz ze swoimi asemicznymi utworami. Monika Sadowska wytwarza alternatywne światy, podobnie Łukasz Podgórni. Moje strategie najlepiej wpisują się w tworzenie światów, jeśli chodzi o pisanie. W ramach grafik ostatnio ciążę w stronę ornamentu, a obiekty po części są haktywistyczne.

Z twojej diagnozy wynika, że poezja cybernetyczna jest mocno zróżnicowana i nie daje się etykietować. Jaki rodzaj haktywizmu uprawiasz?

Tworzę obiekty przy użyciu Pure Data i Arduino. Są to aplikacje i urządzenia przetwarzające obraz i dźwięk. To haktywizm w sensie pewnej zdolności do dopasowywania oprogramowania i oprzyrządowania do własnych potrzeb. Niekiedy przetwarzam kod źródłowy stron internetowych, tworząc monologi i dialogi maszynowe.

W ostatnich wierszach używasz konstelacji w stylu Stéphane’a Mallarmé i sporo neologizmów. To taki mocno alternatywny świat…

Ostatnie moje produkcje poetyckie poukładane są w konstelacje i ta forma ma w zamyśle prowokować wielokierunkową lekturę. Pojawiają się tam słowa nieznane, choć jakaś ich część zaczerpnięta została z literatury science-fiction. Dokładnie chodzi w tym wypadku o Vernona Vinge’a, Herberta Georga Wellsa i Juliusza Verne. Jakąś rolę w tych utworach odgrywa programowanie, bo układy syntaktyczne były losowane przez maszynę. To alternatywne światy, bez wątpienia.

To ciekawe… Czyli cybernetyczne w sensie kombinatoryki komputerowej. Muszę jednak przyznać, że nie czuje się tu tak mocno udziału przypadku. Nie kusi cię w tym momencie glitch, jak chociażby u Podgórniego?

Kusi mnie. Pewien głos spod łóżka podpowiada mi żebym więcej glitchu wprowadził. Ale co wtedy z biednymi czytelnikami, bo bogaci sobie poradzą.

A kiedyś w KALeCE nie dochodził bardziej do głosu (tego spod łóżka)?

Za czasów KALeKI w ramach muzyki było dużo zaszumiania i do dzisiaj tak jest w pewnym stopniu, natomiast jak to się ma do poezji, sam się zastanawiam. Myślę, że mimo wszystko nadal kontynuuję estetykę zakłóceń. Rozstrzelone wersy, neologizmy i terminy techniczne są tego świetnymi przykładami. Muzycznie zacząłem nawiązywać do wariacji w muzyce poważnej i jazzie. Myślę, że po prostu repertuar środków się rozrósł. A jeśli chodzi o KALeKĘ, to teraz jest to projekt fraktalny, ja solo (na przykład w albumie „pregmos cosgnant”) i Tomek Misiak z Marcinem Olejniczakiem w Radio Noise Duo. Moje prace interaktywne są zgiełkowe i glitchowe. Pomimo krytyki, z jaką się spotkałem ze strony Rozdzielczości Chleba. Czekam na wydanie trzech książek poetyckich, w tym jednej z prozą poetycką science-fiction. Wszystko to artystyczna rozróba. Poza tym składam nieco opieszale pozycję teoretyczną, która będzie pokiereszowanym raportem na temat cyberkultury. A ostatnio angażuję się mocniej w haktywistyczne obrzeża Arduino i mikroelektroniki. Głosy są donośne, a interfejsy do nich skonstruowane coraz bardziej wciągają w pracę gałki.

Ale np. „u-man i masa” jest bardziej konceptualny. A w sieci jesteś faktycznie bardziej „zgiełkliwy”… Co krytykowała Rozdzielczość Chleba?

Sam nie wiem, co lepsze: wierność czy niewierność estetyce zakłóceń. Wybory podyktowane są pomysłami i medium. Wychodzi to w sposób zróżnicowany, jak sam zauważyłeś. Aspekt konceptualny jest niezwykle istotny. Jeśli chodzi o Rozdzielczość, to doszło do sytuacji, że jawnie i niejawnie chłopcy starali się dyskredytować moją twórczość w imię własnej poetyki, do której przebiegle się tymczasowo dołączyłem. To w sumie problem, który się zdezaktualizował, bo grupa przestała istnieć, a Perfokarta z pewną opieszałością daje sobie radę.

Powiedz coś o projekcie z pszczołami, nad którym właśnie zakończyłeś pracę.

To książka z prozą poetycką, operująca kilkoma barwami czcionki. Fabuła dotyczy przyszłości, w której mamy do czynienia z istotami zmutowanymi, pozbawionymi super ego. Ludzie-pszczoły zamieszkują cybernetyczne ule ulokowane w gwiazdach lub w innych miejscach kosmosu. Zasadniczo są w letargu spowodowanym somą, narkotykiem pompowanym przez ul, ale budzą się i maszerują korytarzami pod wpływem halucynacji. Wchodzą w kontakt ze sobą, kierowani siłami miłości lub śmierci. Książka zawiera ilustracje i płytę ze słuchowiskiem powstałym na podstawie tekstu. Obiekt oczekuje na wydanie w WBPiCAKu. Różne barwy mają za zadanie reprezentować panoramę stanów, emocji. Są to: zagrożenie, napięcie, równowaga, euforia i spokój.

Powieść sf przefiltrowana przez język metaforyczny, niezły miks. Coś cię bezpośrednio zainspirowało? Brzmi jak poetycka mutacja Huxleya…

„Nowy wspaniały świat” to bardzo ważna książka. Trudno mi ocenić, jak ona na mnie wpłynęła. Z pewnością w przygotowaniu omawianej produkcji raczej proza aniżeli poezja była inspiracją obok własnych doświadczeń ze środkami przekształcającymi świadomość, w tym z opiatami. Wśród autorów wymieniłbym Janusza Zajdla, Konrada Fijałkowskiego, Vernona Vinge’a, Philipa K. Dicka, Stanisława Lema, Thomasa Bernharda, Williama Burroughsa i Samuela Becketta. Myślę, że można szukać pewnych podobieństw między cybernetycznym ulem a ośrodkiem warunkowania i rozrodczości… Podobnie jeśli chodzi o obchód ludzi-pszczół i usiłowanie wyjścia poza społeczeństwo w utworze Aldousa Huxleya.

Czy narracja w twojej prozie ma jakąś specjalną strukturę, na przykład roju? Czy idzie bardziej w stronę przekształceń świadomości, o których wspomniałeś, w stylu „Vida local” Tomka Pułki?

Myślę, że rój jest dobrym przybliżeniem dla rytmu, który się tam pojawia.

Ludzie-pszczoły nasunęli mi też na myśl antropogeniczne przeobrażenia planety. Słyszałem, że w Chinach z powodu wyginięcia pszczół to ludzie zapylają ręcznie kwiatostany na drzewach owocowych. To dobry trop?

Tytuł „ludzie^pszczoły” ma za zadanie zwracać uwagę na inne zbiorowości zwierzęce, ustrukturyzowane społecznie, a także uczulać na zmiany antropogeniczne Ziemi.

Zaczęliśmy od performansu, toteż proponuję, byśmy i zakończyli na tej dziedzinie. Planujesz jakiś nowy performans?

Aktualnie myślę o kilku performansach z muzyką elektroniczną i obrazem z projektora. Jestem bliski wydania płyt solowo i z zespołem Cybernetic Spin. W tym roku ukażą się albumy „The Ruins of Azkaban” i „Half Life”.

Ładny tytuł. Dochodzi więc jeszcze muzyka, ale to już temat na zupełnie osobną rozmowę. Dziękuję ci za uwagę. No over.

Rozmawiał: czervo01

grafika: Roman Bromboszcz