I
Czekamy na H. na Dworcu Głównym. Ja i B., która strasznie się nakręciła i skacze z nogi na nogę jak dziecko. Pomysł na film, na wywiad z H. wykrystalizował się kilka dni temu w Krakowie, do którego przyjechałem nagrać wersję audio mojej nadchodzącej książki. Odkąd wróciłem do Polski, próbuję rozkręcić wrocławskie środowisko literackie. I tak się składa, że H. jest bardzo ciekawym okazem literata.
Stoimy z B. przy informacji i próbujemy uporać się ze sprzętem, zgrać czasowo i zachować spokój. Mam ze sobą pocztówki z wierszem, które wydrukował dla mnie mój wydawca i opycham je za 5 do 20 zł. Kiedy będzie po wszystkim, wcisnę kilka H. Z Głównego kierujemy się do baru pod nasypem, B. przejmuje inicjatywę i zasypuje H. pytaniami, które ułożyłem w spójną całość i zapisałem na kartce. Ledwie nadążam za tempem, które narzuciła. Nasze działania to czysty chaos. W drodze pod nasyp próbuję opchnąć pocztówki jakimś menelom.
Na miejscu ustawiam statyw, konfiguruję parametry, przełączam się na dane komórkowe. To nasz pierwszy film i nie mam zbyt dużych oczekiwań. Zwyczajnie lecę na żywioł. Proszę barmankę o ściszenie muzyki i opycham jej wiersz za piątaka. Zaczynamy od nowa. Kwestia, która najbardziej nie daje mi spokoju, to obecna fryzura H. Pytam go, czy nie romansował z Kryszną. Odpowiada, że nie. Tłumaczy to jakimś eksperymentem i opowiada historię o Basquiacie. Następne pytanie dotyczy diety. Vege. Trzy lata. Zdecydowanie za dużo chleba i zbyt mało śniadań. Chwilę później wracamy do wspomnień z zeszłorocznego Połowu – pracowni BL, organizowanej w ramach festiwalu “Stacja Literatura”. Wtedy się poznaliśmy. Cała trójka. H. miał wiersze wydrukowane na kserówkach ze schematem konstrukcji silnika i wzbudził tym natychmiastową sympatię B. Pod koniec warsztatów miał wiele do poprawienia, ale jak na zawołanie napisał pokręcony wiersz o gołębiu i przeszedł do finału. W lecie zeszłego roku twierdził, że nie ma ambicji pisania wierszy. Pytam go jeszcze, które miasto jest lepsze. Wrocław czy Kraków. Odpowiada, że Kraków.
Opycham mu wiersz za piątaka.
II
Usilnie próbuję rozkręcić swój Patronite (https://patronite.pl/ficnerski). Moja grupa docelowa to znużone mężatki i rozwódki po 50. Obecnie oferuję 9 progów miesięcznej subskrypcji. Mój pierwszy cel to 300 zł i brzmi WACIKI. Drugi to 850 zł, i stanowi sumę, która pozwoli mi opłacić czynsz za pokój u poety S., do którego wprowadziłem się po powrocie z Krakowa. Moje obecne wsparcie wynosi 500 zł miesięcznie.
III
Jest gdzieś połowa kwietnia i mam zbyt dużo rzeczy na głowie. Spotkań, imprez, projektów literackich. Najpierw czytamy z wydawcą w prywatnej szkole na Nadodrzu, potem z profesorem Vervo i poetą C. zasiadamy do obrad redakcyjnych. Później z B. i poetką [—], zostajemy zaproszeni na jakąś imprezę do wilii na Krzykach. Teoretycznie ma to być inicjatywa artystyczna, ale towarzystwo przywodzi na myśl bandę Mansona. W powietrzu czuć aurę dysocjacji, teorii spiskowych, pobożnych życzeń. Dom i furtka obrośnięte są bluszczem. Blondynka w fartuchu prowadzi nas do kuchni, w której jakiś wychudzony hipis produkuje się na temat leczniczych właściwości marihuany i wpływu czerwonego mięsa na mózg kobiety. Kolejny stoi przy kuchence i miesza wegańską ciemno-pomarańczową breję. Inny przystawia się do naszej whisky. Dobrze, że jest ze mną B. Czytamy swoje wiersze, cała trójka, i planujemy szybko się zwijać, ale gość, który dobrał się do naszej whisky, wychodzi na środek i zaczyna trajkotać o poezji, modalnościach bytu i Heideggerze. Aura dysocjacji gęstnieje. [—] mówi, że się boi.
Trzeci open mic ma miejsce w księgarni w rynku. To pierwszy udany stream i spora frekwencja. Znów występuję w roli prowadzącego. Jestem sceniczny i bezczelny. Punkt kulminacyjny następuje, kiedy statyw ze streamującym telefonem upada i nikt nie chce go podnieść. Skądś pojawia się mój stary kumpel […] i ratuje sytuację. Potem oznajmia, że wciąż chce mnie przelecieć. Opycham mu Patronite’a na kolejne 3 miesiące.