Drogi Marcelu Duchampie,

francuski album ze zdjęciami, który mi przesłałeś, pociąłem
na drobne kawałki. Tancerki baletowe nadal
kolekcjonuję, ale w moich pudełkach jest im lepiej
niż w książce. Niestety piszę ręcznie,
z zepsutej maszyny do pisania wymontowałem druciki
i przykleiłem je do kartonu w kształcie polipa.
Całe popołudnie grał gramofon. Muzyka Satiego
zmąciła mój spokój, przecież wymarcie
jednorożców to jakiś koszmar, jak pogrzeb,
który powinienem zorganizować na przyszły tydzień.
Od śmierci brata to pierwszy dzień, kiedy jestem
sam. Wieczorem nie mogłem zasnąć, o świcie byłem
już w piwnicy i pisałem list do ulubionej baletnicy
z Wiednia. Nigdy się nie spotkaliśmy i nigdy
to nie nastąpi. Nad ranem przez piwniczne okienko wleciał
dzwoniec, ptaszek niewiele większy od wróbla,
to jemu przekazałem list. On jednak obsrał wszystko
wokół i założył gniazdo w jednej ze skrzynek,
akurat w świątyńce Emily Dickinson.

Joseph Cornell
NYC, 3708 Utopia Parkway

  • Drogi Marcelu Duchampie,

    już w poprzednim liście chciałem opowiedzieć,
    dlaczego tak bardzo fascynują mnie różne skrzydlate
    istoty: owady, nietoperze, a przede wszystkim
    ptaki. W latach trzydziestych niedaleko od naszego
    domu, na Coney Island, był sklep zoologiczny.
    Nie przepadam za zwierzętami, ale pewnego razu
    zatrzymałem się zdumiony przed witryną. W środku
    jeden z ptaków głośno skrzeczał moje imię.
    Stałem tak kilka minut, jak się później dowiedziałem,
    przed arą czerwoną (Ara macao).
    Sprzedawca próbował mnie namówić, żebym
    kupił ptaka, ale tam było mu lepiej.
    Do sklepu zachodziłem jednak co dzień.
    Później ara trafiła do wróżki, wypowiadała
    imiona przyszłych kochanków naiwnych klientów.
    Kiedy wykrakała mi już trzecie imię,
    przyznałem wróżce, że sprowadziła mnie
    do niej wyłącznie papuga.

    Joseph Cornell
    NYC, 3708 Utopia Parkway

  • Droga Rrose Sélavy,

    widziałem Twój asamblaż z klatką dla ptaków. Z początku
    te zamknięte przedmioty wywołały konsternację –
    jakbyś powstrzymywała kichnięcie.
    W restauracji Nostalgia myślałem o
    mieszaniu kawy i kostkach cukru.
    Marmurowe bryłki umieszczone w klatce przypominają
    mnie, mój szczęśliwy dom w Queens, gdzie
    żyję zamknięty z rodzeństwem i matką. Nie wiem,
    teraz czujesz się kobietą czy mężczyzną,
    ale wojna dobiegła końca.
    Nie mam żadnego Doppelgängera, który pozwoliłby mi
    nosić kobiece stroje, za to poszedłem
    do kabaretu, gdzie widziałem Zdeňkę Koubkovą.
    Zabrał mnie tam kurator, skłamał, że będą tancerki
    w tiulowych strojach, ale kiedy ujrzałem młodego
    mężczyznę z wąsami, dawnego mistrza świata w biegu
    przebranego za tancerkę baletową, zasłoniłem oczy.
    Kilka razy spojrzałem jednak i spomiędzy palców widziałem,
    że wcale nie jest mężczyzną, choć miał jądra, a nad nimi
    owłosione wgłębienie.
    I wtedy pomyślałem o tobie,
    Droga Rrose. A może Eros? Albo Marcel?

    Joseph Cornell
    NYC, 3708 Utopia Parkway

    Zoltán Lesi
    Tłumaczył Daniel Warmuz

    Zoltán Lesi
    ur. w Gyula, 1982 – węgierski poeta, tłumacz, programista. Mieszka i tworzy w Wiedniu oraz Budapeszcie. W swoim dyplomie analizował teksty poetyckie za pomocą programu komputerowego. Autor trzech książek poetyckich: „Daphnis ketskéi” (Koza Daphnis, 2009), „Merül” (Nurkowanie, 2014), „Magasugrás” (2019) oraz książki dla dzieci o zombie (2017). Obecny w kilku antologiach współczesnej poezji węgierskiej. Laureat dwóch nagród literackich na Węgrzech. Jest także tłumaczem; pośredniczy w literackiej wymianie pisarzy węgierskich oraz austriackich. Jego ostatnia książka została wydana w języku niemieckim oraz słowackim, a jego poezję tłumaczono też na angielski, serbski i polski. Prezentowane wiersze pochodzą z mającej ukazać się po polsku książki „Skok wzwyż”.