lipiec

zrobiło się parno, będzie burza.
bo w końcu przyszło lato, a ja zapomniałam,
że po zimie przychodzi lato i nie przygotowałam się.
mogłabym się przygotować, gdybym urodziła się
drugi raz. z pierwszego porodu zapamiętałam,
że kanał rodny był wąski. teraz zawsze
mi ciasno i duszę się.

mama ma wąskie biodra, to dlatego pchałam się
ostro na świat i teraz też rozpycham się, jakby życie
napierało na mnie. wszystko na mnie napiera:
domy i kościoły, drzewa i niebo oraz ziemia.
chyba mam klaustrofobię, bo gdy idę do kościoła,
z obrazów schodzą postaci i wyganiają mnie
na zewnętrz, a tu niebo wali mi się na głowę.
rozumiałabym to, gdybym była w afryce i patrzyła
na niebo pełne gwiazd, ale mieszkam w polsce
i nie latam samolotami, bo mam fobię.

ostatnio upały przeradzają się u nas w tropiki.
masy rozgrzanego powietrza nie pomagają.
w moim wnętrzu udusiłam już swój mózg,
serce, płuca, żołądek i wątrobę, a teraz duszę
siebie. zostawiłam sobie siebie na koniec.

.
.

godność

pierwsze imię, jakie przychodzi mi na myśl,
to imię mojego domu na skałach. nazywałam go
w przeszłości gniazdem żmij. zatem miał imię
i nazwisko i było w nim gorąco. w domu były pokoje,

do których nie miałam wstępu. ojciec zamykał je na klucz,
jak dubeltówkę w szafie. wyobrażałam sobie, że trzyma tam
martwe zwierzęta i boi się, że doniosę na niego księżycowi
i wtedy okaże się, że jest wygrzewającą się w słońcu żmiją.

umiałam się tym cieszyć, jakbym też była wygrzewającą się
na słońcu żmiją, ale byłam jaszczurką, która lubi ciepło.
jakiś chuj próbował mnie złapać i zgubiłam ogon,
więc przypominałam robaka. można sobie tylko wyobrazić,

co przeżył robak o nazwisku żmija w gnieździe żmij.
przeżył niejeden rok albo raczej przetrwał. teraz już nie
muszę walczyć, ale dalej walczę, bo mam to w sobie, nie zgubiłam
godności wraz z ogonem. to odpadły ode mnie zamknięte pokoje

i martwe zwierzęta. ojciec do dzisiaj poluje, czasem
także w gnieździe, sam na siebie. gdybym mogła go nazwać
po swojemu, dałabym mu na imię łowca, a na nazwisko nikt.
i nawet jemu by to zgrzytało, nie połączyłby tego, rozpadłby się

na kogoś, kto jest nikim, bo już jest łowcą.

.
.

odgazowane prosecco

zemdliło mnie i pomyślałam, że to koniec świata.
teraz będę chodziła po łąkach nieprzytomna.
pijana powiem ci takie rzeczy, których nie zagłuszy szum
liści i tych wszystkich drobnych pijaczków, których tam mdli
dzień po dniu, jakby nie mogli pić alko w domach. bo nie
mogą pić w domach. pić, ćpać i kraść złota na ćpanie.

może pewnego dnia się otrząsnę, wpuszczę do krwi
więcej światła, cały świat niekończących się świateł.
i ty wstaniesz z trawy, podejdziesz do mnie i powiesz coś
o szumie liści na wietrze, o szumie wody w rzece,
która wyrośnie obok dębu i nic już nas nie zemdli,
wszystko będzie takie dobre, że aż stracimy przytomność.

obudzimy się w innej rzeczywistości, w domu
przy kominku, który sobie wymarzyłam pod choinkę.
powiesz, żebym witała i ja cię przywitam, jakbyś mówił
mądre rzeczy i nie miał przećpanego mózgu. i jakbyś
nigdy nie wykradał mi drobnych z portfela na te nasze
mdlące wygody. to dopiero będzie przygoda.

nawet nazwiesz to przygodą, w której bierzemy udział,
jak w zawodach w jedzeniu owoców morza i piciu prosecco.
nie wpuścimy do środka szumu drzew, szumu traw,
zamkniemy się nawet na dilerów, tych wszystkich kolesi
z bram przy pałacyku, którzy sprzedawali nam koks,
ale nigdy nie sprzedali nam innego świata ani światła.

.
.

uważność

moje połączenie jest dwudzieste piąte w kolejce.
za trzy lata będzie drugie, pierwsze i wreszcie – wyobrażam sobie –
ktoś wyda na mnie wyrok, jakby miał nade mną władzę,
bo trzyma słuchawkę w ręce. ruda kobieta spojrzy
w moją kartę, jakbym dzwoniła do niej

przynajmniej dziesięć razy albo jakbym dodzwoniła się do lasu.
ja też lubię odpoczywać, nie lubię chorować. czasem jednak
zapieram się siebie i choruję, i wtedy las jest mój, ona tego nie rozumie.
ruda kobieto, nie wyrokuj, bo ci zafunduję ciszę
po drugiej strony słuchawki. umrę i na policji powiedzą,

że to przez ciebie. a mogłyśmy razem nazbierać prawdziwków.

Ewa Jarocka

.
.

Ewa Jarocka
autorka trzech tomów poetyckich i dwóch książek prozatorskich. Nominowana do wrocławskiej nagrody kulturalnej wARTo 2017 i 2018, w 2017 nagrodzona na XIII Festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie i nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2021. Cytując Konrada Górę: „Desantowcy z Wydawnictwa papierwdole-Katalog Press uderzą jesienią jej powieścią w Polskę, kiedy śpi”.